Beskid Śląski (wycieczka 74.1)
Piąta nad ranem, jako godzina zbiórki na wycieczkę szkolną wydawał anm się jakimś ponurym żartem. Niestety była to najprawdziwsza prawda. Na szczęście długi, majowy dzień sprawił, że nie musieliśmy pod szkołę iść po ciemku. Tak wcześnie rano na wycieczkę wybrały się klasy trzecie - IIIb i IIIe, wraz z opiekunami - p. Kurnol, p. Woźniak, p. Bolewicz i p. Taczyńskim. Głównym celem naszego wyjazdu był Beskid Śląski. Wsiedliśmy do autobusu i autostradą pognaliśmy na wschód. Większość z nas, wyrwana z sennego letargu, pewnie ledwie zanotowała w pamięci, że na chwilę zatrzymaliśmy się na przyautostradowym parkingu na Górze Świętej Anny...
Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej powstało w 1947 roku i wyprodukowała wiele znanych bajek z dzieciństwa naszych opiekunów. Trzeba przyznać, że również i my znamy takich bohaterów jak Bolek, Lolek, Reksio czy Baltazar Gąbka. Poznaliśmy przede wszystkim technikę przygotowania animacji metoda tradycyjną. Przemiła pani przewodnik zapoznała nas z tajnikami scenopisu, scenariusza, metodami udźwiękowiania i przede wszystkim żmudnymi technikami wykonania animacji. Słuchaliśmy z zaciekawieniem. Na zakończenie pobytu obejrzeliśmy trzy bajki - po jednym odcinku "Bolka i Lolka", "Reksia" i najnowsza produkcję - "Kuba i Śruba".
Bielsko-Biała jest ładnie położona w dolinie rzeki Białej, po obu jej stronach znajdują się zalesione stoki Beskidu Śląskiego. Postanowiliśmy spełnić marzenie naszej wychowawczyni - p. Kurnol i wybrać się na jeden z otaczających szczytów. nasz wybór padł na Szyndzielnię, ze względu na znajdująca się tutaj kolej linową. Tak, tak takie z nas leniuchy. Sześciominutowa podróż na szczyt upłynęła na podziwianiu oddalającej się stopniowo panoramy miasta. Na górze spędziliśmy dobrą godziną, przy okazji wybierając się na mały spacerek do schroniska i wchodząc na wieżę widokową.
Przez cały dzień towarzyszyła nam przedziwna nazwa "Chata Kowuloka". Naszych wątpliwości nie chciał rozwiać pilot wycieczki. Mówił krótko - "Kto pójdzie ten nie będzie żałować, a kto nie pójdzie ten nie będzie żałować, bo nie wie co stracił!". Prawie trzydzieści osób zaryzykowało. Zatrzymaliśmy się przed starą, drewnianą, beskidzką chałupą. Przywitał nas młody gazda, który mówiąc do nas w gwarze zaprosił do środka. Okazało się, że jest to dom znanego ludowego artysty, konstruktora instrumentów muzycznych i znachora - Jana Kowuloka. Poznaliśmy nie tyle biografię tego ciekawego człowieka, ale codzienne życie beskidzkich górali przez pryzmat przedmiotów, których używali, ze szczególnym uwzględnieniem ludowych instrumentów.
Wreszcie zmęczenie zawitaliśmy do naszego pensjonatu "Uśmiech" w Wiśle-Malince. Gdy na stoły wjechała długooczekiwana kolacja, rzeczywiście na naszych ustach zagościł uśmiech. Trochę posmutnieliśmy, gdy dowiedzieliśmy się, że to nie koniec atrakcji. Właściciel przewidział jeszcze jedną atrakcję - dyskotekę. Długo się biliśmy z myślami - iść czy nie iść, ale trochę dziwnie było patrzeć, gdy na parkiecie wywijają tylko nasi opiekunowie. W końcu przełamaliśmy się i zawładnęliśmy parkietem na dobre.
Komentarze
Prześlij komentarz