Nie ma sposobu aby w kilku zdaniach opisać tak wyjątkowego miejsca, jakim jest Park Krajobrazowy "Dolina Jezierzycy" nieopodal Wołowa. Wiąże się z nim bardzo wiele moich wspomnień i przygód, ponieważ swego czasu pisałam o nim pracę na Olimpiadę Geograficzną. Ten wpis połączę więc z relacją z pisania, która z pewnością nie będzie ani zwykła, ani nudna. Nie wiem, co ciągnęło mnie w to miejsce, ale była to jakaś magiczna siła mówiąca "tu nie będziesz się nudzić,oj nie!".
|
Logo Parku; za: www.dzpk.pl |
|
fot. JT, 2013 |
Z pozoru niewielki (niecałe 8 tys. hektarów, dla porównania PK Dolina Baryczy zajmuje ok. 80 tys. hektarów), a także mało znany Park Krajobrazowy położony jest na północny-zachód od Wołowa. Ta druga cecha spowodowała, że aby znaleźć jakiekolwiek informacje o historii, geologii itp. tych terenów musiałam zapukać aż do wrót Biblioteki Pedagogicznej w samym Wołowie! Po części udając studenta zostałam zapisana i udostępniono mi cenne materiały.
|
Uroczysko Wrzosy; fot. MŁ, 2013 |
Wydawać by się mogło, że to tylko las. Nic bardziej mylnego. Najciekawszą z atrakcji PK jest rezerwat "Uroczysko Wrzosy". Na jego obrzeżach znajdują się dwa ogromne stawy hodowlane - Staw Górny oraz Dolny. Są one siedliskiem wielu gatunków ptactwa wodnego, które aż proszą się o obserwacje. W samym Parku występuje aż 200 gatunków ptaków! Ponadto utworzono tu dwa obszary chronione "Natura 2000" - Dębniańskie Mokradła oraz Łęgi Odrzańskie. Jest to swoista oaza spokoju, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Na obrzeżach znajdują się wioski o uroczym, polskim klimacie (brukowane ulice, zwierzęta hodowlane). Przez chwilę można się więc poczuć jak w zupełnie innym świecie! Liczna ilość mchów i porostów wskazuje także na małą ilość zanieczyszczeń powietrza, co jest rzadkim zjawiskiem w dzisiejszym świecie.
|
Najlepszy przyjaciel człowieka; fot. MŁ, 2013 |
Wracając do relacji z pisania, moja pierwsza wizyta w Parku zakończyła się... krwią. Dosłownie, ponieważ zostałam prawie zjedzona przez komary. Wraz z współautorem tego bloga umówiliśmy się na wyprawę badawczą, jednak nie porozumieliśmy się w kwestii zabrania ze sobą roweru. Dla mnie było więc jasne, że roweru nie zabieramy - skutkiem czego "zwiedzaliśmy" na piechotę. Staliśmy się więc zbyt łatwym celem miliardów wygłodniałych stworzeń. Wybiegliśmy prawie z krzykiem z lasu, a po wydostaniu się na asfalt zaczęliśmy cieszyć się jak dzieci, że zagrożenie minęło. W między czasie odkryliśmy także, że ławeczka koło stawów we Wrzosach ma właściwości przyciągające samochody - kiedy się na niej siedzi, jeżdżą. Kiedy się wstaje - nie ma ani jednego.
|
Żeby zobaczyć tęczę, trzeba przetrwać deszcz! fot. MŁ |
Druga wyprawa do Parku również przebiegała zaskakująco. Po wyjściu z pociągu na stacji w Orzeszkowie (10 km od Wołowa, położona praktycznie w samym sercu Parku) postanowiliśmy przemieścić się w stronę Tarchalic. Na mapie zaznaczona była droga, której nie mogliśmy nigdzie znaleźć. Pojechaliśmy więc przez pole. Po pewnym momencie zrobiło się to uciążliwe, gdyż chaszcze i grząska ziemia nieco utrudniają jazdę na rowerze. Prowadząc rowery zobaczyliśmy jakiegoś jadącego pana. Okazało się, że równolegle do naszej mordęgi biegła sobie niewinnie polna, utwardzona droga. Ale...jak to?! Ponadto przemokliśmy do suchej nitki tuż przed końcem wyprawy (peron w Wołowie), a potem naszym oczom ukazała się piękna tęcza.
|
Krzydlina; fot. MŁ, 2013 |
Trzeciej wyprawy do Parku nie przebije jednak nic. Miała ona na celu głównie oddanie książki do Biblioteki Pedagogicznej. Praca na olimpiadę była już prawie napisana. Lato powoli się kończyło, trzeba było więc korzystać i postanowiliśmy wybrać się rowerem do opisywanego już kiedyś Lubiąża. Droga była całkiem przyjemna, wszystko szło dobrze (nie licząc jednego mojego upadku na piaskowej polnej drodze). Kiedy wracaliśmy znudziły nam się ciężarówki na głównej szosie, więc skręciliśmy w kierunku bardziej okrężnej, wiejskiej drogi - do Krzydliny Małej. Tuż za miejscowością Współautor : "Nie wiem,czy zdążymy na ten pociąg, trzeba spróbować. (...) MATKO BOSKA!" - odwracam się, a On wskakuje do rowu i wychodzi z... małym, porzuconym kotem! No i,co teraz? Transportowanie kotki do pociągu nie było łatwe - raz uciekła nam i ganialiśmy ją po lesie przez około 30 minut. Potem ja zaliczyłam wywrotkę na asfalt, polało się trochę krwi i wyglądałam jak pobita przez męża:). W końcu dotarliśmy jednak do Wrocławia, a kotce po dłuższym czasie udało się znaleźć dom.
|
Jezierzyca; fot. MŁ, 2013 |
Tak więc, jak widzicie - mogę stanowczo polecić Park Krajobrazowy "Dolina Jezierzycy"!
JAK DOJECHAĆ?
Wycieczkę rozpocząć na Dworcu Głównym we Wrocławiu wsiadając w pociąg jadący w kierunku Głogowa. Wysiadamy w Wołowie (jeżeli dodatkowo chcemy zwiedzić miasto) lub Orzeszkowie. Stamtąd kierujemy się rowerem w którą tylko stronę zechcemy, a w zaplanowaniu trasy może pomóc poniższa mapka.
Pamiętajmy o zabraniu mapy, sprayu na komary i peleryny przeciwdeszczowej:)
|
za : www.dzpk.pl |
Komentarze
Prześlij komentarz