Drohobycz, Truskawiec (wyprawa wakacyjna IV.6)
Bractwo Nosicieli Skarpetek do Sandałów |
Na kolejny dzień zaplanowana została
wycieczka do Drohobycza i Truskawca. Oczywiście pociągiem! Poranek był nieco
chłodny, więc podziębiony Pan Jan dołączył do grzesiowego bractwa nosicieli skarpetek do sandałów. Zostało to dokładnie udokumentowane, ponieważ nie zdarza się to zbyt
często.
Tradycyjne smarowanie kanapek na teczce Pana Jana nie zostało niczym zakłócone i bezpiecznie dotarliśmy do Stryja. Tam przesiedliśmy się na pociąg do Drohobycza. Trochę rozśmieszały nas za krótkie perony na stacjach i ludzie wysiadający
prosto do rowu.
W
Drohobyczu pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę Rynku. Po drodze minęliśmy
Wielką Synagogę wybudowaną w latach 1842-1865 obecnie znajdującą się w ruinie. Dawniej gmina żydowska w tym mieście była bardzo duża, a jej kres położyła okupacja niemiecka. Wysłuchaliśmy opowieści o historii miasta - o handlu solą, o wydobyciu ropy naftowej. Dowiedzieliśmy się też trochę o związanych z miastem osobach - Brunonie Schulzu i Iwanie Franku.
Ratusz w Drohobyczu |
Pijalnia wody zdrojowej w Truskawcu |
Ponieważ
następnym celem wyjazdu było uzdrowisko Truskawiec udaliśmy się na dworzec
naszych „ulubionych” marszrutów. Tym razem miejsc siedzących nie znaleźliśmy.
Wyszło na jaw, że do marszruta mieści się 4n+1 osób, a w każdym razie dużo za
dużo, poza tym nie wiem jakim cudem na następnych przystankach wsiadają
kolejne. Bez komentarza pozostawię ciecz rozlaną na podłogę i kilka innych
incydentów.
W
Truskawcu wysiedliśmy najszybciej jak się dało. Swoje kroki skierowaliśmy w
stronę parku zdrojowego. Okazał się być całkiem ładny. Skosztowaliśmy wody
zdrojowej „Naftusia” – jak to woda zdrojowa nie smakowała i nie pachniała
zachęcająco, ale podobno była zdrowa… Sklep odnaleziony w okolicy sanatoriów
okazał się być wyposażony głównie w… papier toaletowy. Mijając pomnik Adama
Mickiewicza dotarliśmy na dworzec, z którego mieliśmy odjechać do Lwowa.
Lwowski rynek wieczorową porą |
Podróż
pociągiem tradycyjnie minęła niektórym na dosypianiu, innym na rozmowach i
wyglądaniu przez okno, a jeszcze innym na czytaniu. Z dworca wróciliśmy na
piechotę mijając Politechnikę Lwowską oraz Uniwersytet im. Iwana Franki stojący
naprzeciwko parku Iwana Franki, w którym znajdował się pomnik… tu
niespodzianka! Iwana Franki. Posiedzieliśmy również pod trzecim z katolickich
kościołów we Lwowie – pw. św. Marii i Magdaleny- który pełni również funkcje
Filharmonii.
Dzień zakończyliśmy w naszej ulubionej restauracji podczas tego
wyjazdu – Czeburecznej Chacie! Czeburek + kwas = uśmiech na twarzy Łosia i nie
tylko.
tekst i zdjęcia : Magdalena Łukowiak
Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z państwa
wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na adres
e-mail: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie
usunięte.
Komentarze
Prześlij komentarz