Kraków (wycieczka 60.1)
29 maja 2013
roku, tym razem dla odmiany bardzo późno, bo o 23:20, zebraliśmy się na Dworcu
Głównym we Wrocławiu, aby wyruszyć w kolejną niesamowitą podróż. Niektórzy,
nieco ślepi po wizycie u okulisty, mieli problem ze znalezieniem grupy, ale
ostatecznie wszyscy dotarli nie spóźnieni na miejsce zbiórki.
Część z nas
wybrała w pociągu wariant spania w jakikolwiek możliwy sposób. Inni jednak nie
byli zachęceni miejscami siedzącymi i maksymalnym ściskiem w przedziale,
wybrali wariant spania na stojąco przy oknie i co jakiś czas podziwiania
widoków. Jedną z atrakcji był widok kilku małolatów na dworcu w Bytomiu,
siedzących tam o drugiej nad ranem. Inną atrakcją byli kibice chcący wskoczyć
do pociągu na stacji Chorzów Miasto. My jednak byliśmy bardzo bezpieczni,
ponieważ przez pociąg przewijały się grupy SOK-istów oraz policjantów, wraz z
psami. Ich notoryczne wędrówki skutkowały nieustannym przytulaniem się do
szyby, aby ich przepuścić. Poza nimi co jakiś czas przechodzili inni towarzysze
podróży, co udało mi się skomentować zdaniem -„Ci ludzie są
nienormalni. Zamiast w nocy spać, to łażą po przedziałach”.
W Krakowie, czyli pierwszym celu naszej podróży, wylądowaliśmy w okolicy 6 rano. Zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie można iść o tej porze w Boże Ciało i doszliśmy do wniosku, że pozostaje nam Cmentarz Rakowiecki. Wybraliśmy się więc na piechotę w celu rozprostowania kości. Pogoda była
całkiem ładna, w każdym razie nie padało. Obejrzeliśmy tam groby m.in. Jana
Matejki, rodziny Kossaków, rodziny Wojtyłów, Marka Grechuty, dr Bolesława
Drobnera, pierwszego powojennego prezydenta Wrocławia oraz kilka rodzinnych
grobów pana Jana. Dla mnie osobiście zaskakujące było to, że na każdym grobowcu
były wypisane tytuły lub zawód zmarłego. Na starej części cmentarza
odnaleźliśmy zbiorowe mogiły żołnierzy radzieckich niemieckich i angielskich.
Gdy tylko
wyszliśmy za bramę cmentarza zaczęło lać. Lało bardzo mocno i nieprzerwanie, a
deszcz ten towarzyszył nam jeszcze długo. Pojechaliśmy więc tramwajem w okolice
Wawelu. Tam też odbywały się uroczystości z okazji Bożego Ciała. Najpierw Msza
Święta odprawiana na dworze w strugach deszczu, później procesja, którą śmiało
można porównać do formowania jakiejś parasolowej armii. Widać było głównie
parasole, parasole aż po horyzont …
Zgłodnielśmy i
zmarzliśmy, o przemoczeniu lepiej nie wspominać ... Zaczęliśmy się rozglądać za
miejscem, gdzie możemy usiąść. Tym razem nie byliśmy zbyt wybredni i szybko
udało nam się znaleźć odpowiedni lokal - „Pod
Wawelem”. Co ciekawe, zamówiliśmy po żurku i pierogach, więc
pizzowa tradycja została zniszczona. Powiedziano mi, że „jest jeszcze dużo
czasu”, ale im nie uwierzyłam. I miałam rację!
Udaliśmy się
jeszcze na spacer po Krakowie.
Przez Rynek, Mały Rynek, pod pomnik bitwy pod Grunwaldem… Na dworcu, w
oczekiwaniu na najlepszego sprintera w kraju, czyli Pana Jana przedzierającego się przez turystów, zdążyliśmy jeszcze zagrać w Ninję i Rewolwerowca. Pewnie jeszcze
długo po naszym wyjeździe z Krakowa, mieszkańcy mogli nucić piosenkę Grzegorza
Turnaua "Bracka". Nas wrażeń głód gnał na wschód ...
W pociągu do Rzeszowa zajęliśmy „bagażowy”. Grzesiu z Pawłem postanowili grać w karty, korek i co tam jeszcze znaleźli przy stoliku, ja z Panem Janem próbowaliśmy odespać noc (łatwe to nie było, ale i tak było wygodniej niż poprzednio), a Ewa musiała mieć niezłą zabawę obserwując nasze poczynania. Zwłaszcza wtedy, gdy Paweł i Grześ nad kartami zwyczajnie zasnęli. Gdy trochę się przebudziliśmy i zauważyliśmy, że nam niewygodnie, okazało się, że jedziemy dopiero od dwóch godzin. Przed nami kolejne dwie i pół. Tak więc zaczęliśmy robić różne dziwne rzeczy, jak np. wychodzenie z pociągu na każdej stacji i wsiadanie z powrotem. Tym sposobem byłam np. w Dębicy. W pewnym momencie nasz pojazd stanął. W polu. I zaczęło lać. Bardzo lać. I pociąg zaczął przeciekać. Ale uznaliśmy, że przeżyjemy, bo mamy jedzenie. Na następnej stacji dalej lało, a pan Taczyński wziął deszczowy prysznic. W końcu udało nam się dotrzeć do Rzeszowa, które to miasto było naszym drugim celem. Przestało padać, zaczęło nawet świecić słońce … cdn
Tekst
i zdjęcia – Magdalena Łukowiak
Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z
państwa wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na
adres e-mail: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie
usunięte.
Komentarze
Prześlij komentarz