Maj to doskonały czas na odwiedzenie Węgier, a szczególnie malowniczego Balatonu. Dodatkowo układ kalendarza w tym roku pozwalał, przy wyborze kilku dodatkowych dni wolnego, na zorganizowanie dłuższego wyjazdu. Największym atutem jest mniejszy tłok - w przeciwieństwie do szczytu sezonu letniego, w maju Balaton nie jest jeszcze oblegany przez turystów. Można swobodnie korzystać z atrakcji, spacerować po urokliwych miasteczkach i cieszyć się spokojem. Nie sposób nie wspomnieć o rozkwicie przyrody. Okolice Balatonu w maju toną w kwiatach, a roślinność budzi się do życia znacznie wcześniej niż w Polsce. Co zobaczyliśmy podczas wyjazdu? Zapraszamy do lektury naszej relacji!
Rano opuszczamy apartament przy Tapolcai út w Keszthely. Pomimo lekkiego osłabienia, nie zamierzamy zmieniać planów – chcemy wykorzystać dobrą pogodę, zwłaszcza że prognozy na kolejne dni nie są zbyt optymistyczne. Na dworzec mamy około pół godziny spacerem, ale droga mija nam sprawnie i bez większych trudności. Bilety kupiliśmy wcześniej przez stronę ELVIRA-MAV. Mamy przy sobie ich wydruki. To jeden z powodów, dla których nie odpuszczamy – koszt nie był duży, ale szkoda byłoby rezygnować.Do Tapolcy wiezie nas nieco wysłużony wagon motorowy. Największym wyzwaniem okazuje się wniesienie wózka z dzieckiem przez wąskie drzwi. Przed nami około 25 kilometrów podróży, podczas której podziwiamy brzegi Balatonu i wypatrujemy szczytu wygasłego wulkanu Hálás-tető.
Wagon motorowy Kolei Wegierskich na stacji w Keszthely, po lewej stronie skład, który właśnie przyjechał z Budapesztu Déli.
(fot. Jan Taczyński, 2019)
Po chwili pojawia się konduktor, który wspomina coś o "gyerekjegy". Gdy orientuje się, że nie rozumiemy węgierskiego, przechodzi na mieszankę węgierskiego, niemieckiego i migowego, tłumacząc, że niepotrzebnie kupiliśmy bilet dla dziecka – dzieci podróżują za darmo! Wystawia nam potwierdzenie, dzięki któremu możemy ubiegać się o zwrot kilkuset forintów w kasie. Bilet kupiłem celowo, ponieważ w przepisach dotyczących ulg nie było jasnej informacji, czy dotyczą one wszystkich dzieci, czy tylko tych z Węgier.
Dworzec w Tapolcy zatrzymał się w czasie – jego klimat przypomina lata 80. XX wieku. Przed nami 1,5-kilometrowy spacer do centralnie położonego Malom-tó. Po drodze zatrzymujemy się w Rossmannie, aby uzupełnić zapasy słoiczków i mokrych chusteczek dla naszej córeczki.
Typowa zabudowa Tapolcy przypomina wiele innych węgierskich miast. Za to za nimi kryje się Malom-tó.
(fot. Jan Taczyński, 2019)
Malom-tó, czyli Staw Młyński to miejsce, które wyróżnia się na tle miasta. Jego woda pochodzi z krasowych źródeł i przez wieki zasilała stojący nad brzegiem młyn wodny. Staw ma stałą temperaturę około 18–20°C, dzięki czemu nie zamarza nawet zimą. To jedno z najbardziej malowniczych miejsc w Tapolcy, otoczone historycznymi budynkami, które nadają mu niemal bajkowy charakter. Dawniej był kluczowym elementem życia miasta, dziś przyciąga spacerowiczów i turystów, szukających chwili wytchnienia wśród spokojnej tafli wody.
Nad Malom-tó mamy zaplanowane dwie atrakcje. Pierwsza to "wyfikanie" naszej córeczki. Rozkładamy podbity folią kocyk piknikowy na trawie. Woda z wodospadu szumi, zielona trawa daje miły chłód. Prawdziwy piknik. Młoda zasypia.
Mamy czas na drugą aktywność, czyli obiad w jednej z tutejszych restauracji. Białe obrusy, kelner. Miły klimat. Po chwili pojawiają się nasze dania. Jeden talerz skrywa kotlet de-volaie. Panierowane kawałki mięsa, podane z porcją białego ryżu i małym słoiczkiem ciemnego sosu. Całość uzupełniają świeże dodatki: plaster pomarańczy, pomidorek koktajlowy i gałązka pietruszki. Na drugim talerzu spoczywa prawdziwy wiedeński sznycel w złocistej panierce, udekorowany plasterkiem cytryny, pomidorkiem oraz rzodkiewką. Obok niego pyszni się porcja frytek, idealnie chrupiących i złocistych.Obiad smakuje jeszcze lepiej w tej malowniczej scenerii – spokojna tafla stawu, szum wody i leniwe popołudnie sprawiają, że to idealny moment na odpoczynek. Do tego dochodzi ciekawa zasada przy płatności w Hotelu Gabriella. Jeśli wyrzucisz trzy szóstki, to nie płacisz za obiad! Nam się nie udało.
Główne wejście do kompleksu jaskiń w Tapolcy znajduje się w samym centrum miasta.
(fot. Jan Taczyński, 2019)
Tapolca słynie z jaskiń, w których pływa się łodziami. Podchodzimy pod główne wejście do tego podziemnego kompleksu i świadomie rezygnujemy z wejścia. Jaskinie w Tapolcy to niezwykła atrakcja, ale mogą nie być idealne dla każdego dziecka. Tunele są dość wąskie i niskie, co może wywołać dyskomfort u maluchów, zwłaszcza jeśli nie przepadają za ciasnymi przestrzeniami. Przed wejściem do łódek może być konieczne stanie w kolejce, co dla niecierpliwych dzieci może być męczące. Zwiedzanie odbywa się po węgiersku, co może utrudnić zrozumienie historii jaskini, jeśli dziecko nie zna tego języka. Sama przeprawa łódką trwa około 15 minut, więc jeśli dziecko oczekuje dłuższej przygody, może poczuć się rozczarowane. Choć w jaskini panuje przyjemna temperatura, warto pamiętać o odpowiednim ubraniu, szczególnie jeśli dziecko szybko marznie.
Zamiast tego wybieramy się do
sali zabaw Sajtkukac játszóház. Spędzamy miło czas otoczeni życzliwymi ludźmi i niezrozumiałym językiem. U naszej młodej pełnia szczęścia.
Zabudowa Tapolcy przy bocznej uliczce.
(fot. Jan Taczyński, 2019)
Tapolca to miasteczko, które ma swój niepowtarzalny klimat. Specjalnie urządzamy spacer wąskimi, bocznymi uliczkami w drodze na stację. Ulica otoczona domami o czerwonych dachach i jasnych ścianach, z wszechobecną zielenią w postaci krzewów i pnączy, słupy z wijącymi się przewodami, zaparkowane samochody i spokojna atmosfera pod błękitnym niebem tworzy obraz typowy dla węgierskiej prowincji. Przechadzka tymi uliczkami staje się momentem na uchwycenie codziennego rytmu życia na Węgrzech.
W drodze powrotnej z Tapolca wysiadamy na stacji Alsógyenes, czyli jedną stację wcześniej. Chcemy skorzystać z ostatniego dnia słonecznej pogody i chwilkę poleniuchować na plaży. Czysto i schludnie. Nie strach puszczać maluszka na trawę czy piasek. Do tego widok na spokojną toń wody Balatonu.
Alsógyenes to plaża nad Balatonem. Czysto i schludnie. Nie strach puszczać maluszka na trawę czy piasek.
(fot. Jan Taczyński, 2019)
KONIECZNIE ODWIEDZCIE NASZ FANEPAGE NA FACEBOOKU I ZOBACZCIE INNE ZDJĘCIA!
Jeśli
doceniasz naszą pracę nad rozwojem bloga, to prosimy wspomóż nas i kup
nam wirtualną kawę. Na pewno wypijemy ją tworząc lub uaktualniając
kolejny wpis!
Jak dojechać do Tapolcy bez samochodu?
Tapolca to węzeł kolejowy, który obsługuje pociagi w trzech kierunkach. Składy najczęściej odjeżdżają i przyjeżdżają tutaj linią kolejową wiodącą po połnocnej stronie Jeziora Balaton m.in. przez Tihany. Są to wygodne, zespolone składy wagonowe Stedlera. W drodze do Budapesztu często wymagana jest przesiadka, choć istnieją połączenia bezpośrednie. Rzadziej i najczęsciej przy pomocy starszych wagonów motorowych, obsługiwane są połączenie w kierunku Kesztheli i Rigács. Bilety można zakupić i sprawdzić aktualne połączenia na stronie ELVIRA-MAV.

Komentarze
Prześlij komentarz