Chojnik i Bolków (wycieczka 87)


Jakiś czas temu dziewczyny z klasy 2D przyszły do mnie z informacją, że robią pod moją opieką projekt gimnazjalny "Zamki Dolnego Śląska". Odwiedziły już kilka obiektów, ale chciałyby zorganizować wycieczkę na Zamek Chojnik i do Bolkowa. Zgodziłem się więc i w sobotę, 12 maja, udaliśmy się wspólnie na podbój tych pięknych dolnośląskich twierdz.


Wycieczkę rozpoczęliśmy wczesnym rankiem na Dworcu Głównym we Wrocławiu, skąd pociąg Kolei Dolnośląskich zawiózł nas do Jeleniej Góry. Tam przesiedliśmy się w miejski autobus, którym z kolei dojechaliśmy do Sobieszowa - dzielnicy położonej najbliżej Zamku Chojnik. 



Udało nam się zdobyć górę w dość krótkim czasie po drodze robiąc przerwy na zdjęcia i filmy do projektu. Sam Zamek zaskoczył nas swoją tajemniczością, pełny był bowiem ukrytych przejść, zaułków i zakamarków. Często trzeba było niemalże czołgać się, by nie uderzyć się w głowę. Najpiękniejszy był widok rozciągający się z zamkowej wieży. 




Szybkim krokiem, uciekając przed nadchodzącym deszczem, zeszliśmy na dół z powrotem na przystanek pod Chojnikiem. Deszcz i burza zastały nas już na samym przystanku, na szczęście mieliśmy parasole. Współczuliśmy trochę ludziom znajdującym się obecnie na górze.




Jak to w górach bywa, zaraz po tym jak wsiedliśmy do autobusu, zaczęło świecić słońce i nie opuszczało nas już do końca dnia. Pojechaliśmy do centrum Jeleniej Góry, gdzie zjedliśmy obiad - tym razem były to pierogi, nie jak dawniej tradycyjna pizza (ale to tylko z powodu małej ilości czasu). Na deser były lody z automatu. 

Znów nieco przyspieszonym krokiem udaliśmy się na jeleniogórski Dworzec PKS, skąd odjechaliśmy autobusem w kierunku Wrocławia, ale wysiedliśmy z wygodnego pojazdu w Bolkowie, gdzie do zdobycia mieliśmy jeszcze jeden zamek.




Tu było znacznie łatwiej, znajdował się w samym centrum miasteczka i nie trzeba było wspinać się na wysoką górę. Widoki z zamkowej wieży również należały do ciekawych. Obiekt był nieco większy od Chojnika, ale dużo mniej tajemniczy. 




Powoli wróciliśmy na przystanek autobusowy, by udać się już faktycznie do Wrocławia. Nie okazało się to łatwym zadaniem, gdyż autobus, na który czekaliśmy nie przyjechał. W ciągu godziny miał pojawić się następny, więc nieco zniecierpliwieni czekaliśmy. Ten przyjechał z małym, 10 minutowym, opóźnieniem. Spytaliśmy kierowcy co stało się z poprzednim i okazało się, że po prostu się zepsuł. 

We Wrocławiu pożegnaliśmy się pod Dworcem PKS i w dobrych humorach rozeszliśmy się do domów. 

Komentarze

Popularne posty