Dzień Króla w Holandii


Niezwykłe święto w Holandii. 

Zaraz po przyjeździe do Zandvoort Aan Zee nasza gospodyni zapytała się czy planujemy jechać do Amsterdamu w sobotę. "Pamiętajcie wtedy jest Dzień Króla (Koningsdag), miasto  jest bardzo zatłoczone". Wybierając termin wyjazdu nie zwróciliśmy uwagi na to niezwykłe święto w Holandii, które odzwierciedla radość, narodową jedność oraz bogatą tradycję. Obchody upamiętniają urodziny obecnego monarchy, Wilhelma-Aleksandra, który przyszedł na świat 27 kwietnia 1967 roku w Utrechcie. Z tej okazji święto przypada właśnie w dniu jego urodzin.

Historia Dnia Króla sięga aż 1885 roku, kiedy zainicjowano obchody Dnia Księżniczki (Prinsessedag) dla uczczenia piątych urodzin księżniczki Wilhelminy, przyszłej królowej Holandii. Mała dziewczynka objęła tron bardzo szybko, a nazwa święta zmieniła się na 🍊Dzień Królowej (Koninginnedag)🍊. Od tej pory dzień ten obchodzono przez 123 lata w różnych terminach, dostosowując datę do urodzin kolejnych królowych. 

W 1948 roku, wraz z objęciem tronu przez królową Julianę, święto na stałe przyjęło datę 30 kwietnia dzień jej urodzin. Królowa Beatrycze, która wstąpiła na tron w 1980 roku, kontynuowała tę tradycję, choć sama urodziła się 31 stycznia 1938 roku, co było gestem szacunku wobec swojej matki. Dopiero Wilhelm-Aleksander przesunął datę obchodów o parę dni na dzień odpowiadający jego rzeczywistym urodzinom.

Czym wyróżnia się Koningsdag? Przede wszystkim wszechobecnym 🍊pomarańczowym kolorem🍊, symbolem dynastii Orańskiej i Holandii. Flagi państwowe ozdobione pomarańczowymi wstążkami dumnie powiewają na budynkach publicznych, a mieszkańcy, choć mniej licznie, również je wywieszają. 

Większość obchodów rozpoczyna się w wieczór wigilii święta. Dziś jest sobota, więc Dzień Króla rozpoczyna się z wyprzedzeniem. Wracając z plaży specjalnie poszliśmy okrężną drogą przez centrum Zandvoort Aan Zee. Holendra od turysty odróżniały pomarańczowe stroje. Na ulicy trwała 🍊spontaniczna zabawa🍊 nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Dodatkowo w lokalach gastronomicznych ludzie siedzieli i wznosili toastu na część monarchy.

Sklepy w Zandvoort Aan Zee były normalnie otwarte. Wstąpiłem do marketu, gdzie kupiłem 🍊Tompouce🍊. To tradycyjne holenderskie ciasto z kremowym nadzieniem, które na tę okazję pokrywane jest pomarańczowym lukrem. Na sklepowych półkach były wyeksponowane różnorodne słodkości, takie jak ciasteczka, cukierki czy babeczki oraz holenderskie sery, wszystkie w odcieniach pomarańczy. Te potrawy nie tylko cieszą podniebienie, ale także podkreślają radosny i narodowy charakter tego święta. 
 
ZOSTAW KONIECZNIE ŚLAD SWOJEJ OBECNOŚCI 
NA NASZYM PROFILU NA FACEBOOKU!
 
Kilka dni wcześniej zauważyliśmy, znaki drogowe informujące że jedna z ulic miała być zamknięta. Zastanawialiśmy się nad paradą, ale okazało się, że odbywał się 🍊Vrijmarkt (Wolny Rynek)🍊– niezwykły pchli targ, który odmienił miejską przestrzeń. W tym dniu Holendrzy mogą sprzedawać swoje rzeczy na ulicach bez zezwoleń i podatków. Cały kraj zamienia się w ogromny pchli targ, gdzie można znaleźć wszystko – od książek po rękodzieło. 

Popołudniu wybieramy się do Haarlemu. W pociągu, specjalnie na ten dzień, 🍊zatrudniono dodatkowego konduktora🍊, którego głównym zadaniem jest organizowanie ruchu w wagonach. Konduktor pomaga pasażerom przy wsiadaniu oraz stanowczo wyprasza rowerzystów. „Dziś jest bardzo tłoczno w pociągu, proszę wysiąść” – mówi pracownik kolei do jednej z rowerzystek, która chciała przejechać tylko dwie stacje.

Sytuacja wydaje się dość paradoksalna, ponieważ Zandvoort Aan Zee to stacja początkowa, a skład nie jest jeszcze zatłoczony. Mimo to zasady pozostają nieugięte. Szkoda, że konduktor równie stanowczo nie domaga się zabierania śmieci pozostawionych przez poprzednich pasażerów jadących do Amsterdamu.  

W Haarlemie mamy jeszcze dwa obrazki związane z obchodami Dnia Króla. Na głównym placu miasta ustawiono 🍊wesołe miasteczko🍊 – jego centralnymi atrakcjami są diabelski młyn oraz wielkie ramię zamachowe z przyczepionymi siedzeniami. Atmosfera jest nie do zniesienia. Z jednej strony koncert na scenie, z drugiej tłum ludzi tak gęsty, że trudno się przecisnąć, a nad tym wszystkim rozbrzmiewają piski pasażerów atrakcji. Po pierwszej próbie przedarcia się poddajemy się i uciekamy w boczną uliczkę.

Odwiedzamy też zwyczajny plac zabaw, który oferuje stosunkowo skromne atrakcje dla najmłodszych. Na miejscu znajduje się jedna oblegana karuzela oraz większa konstrukcja dla starszych dzieci. Obok placu zabaw kończy się właśnie 🍊festyn🍊,  zorganizowany przez rodziców dla swoich dzieci. Można wziąć udział w grach zręcznościowych, loterii, a także skosztować przekąsek. Gdy wchodzimy, widzimy, że wszystko jest już składane. Jeden z organizatorów proponuje nam udział, lecz udajemy, że nie rozumiemy i idziemy dalej. Nie chcemy przeszkadzać w porządkach.

Niedaleko placu zabaw stoi również 🍊scena🍊, na której rozbrzmiewa muzyka: zarówno pieśni ludowe, jak i międzynarodowe hity. W tym samym czasie przy sąsiedniej ulicy kończy się pchli targ, jeden z symboli Dnia Króla.

Wreszcie, nasze ostatnie spotkanie z tym świętem to... 🍊śmieci🍊. Wracając wieczorem na pociąg, mijamy trawiastą łąkę, na której w ciągu dnia odbywała się impreza. Po zabawie zostały przede wszystkim porozrzucane odpady. W Holandii wyraźnie brakuje koszy na śmieci przy ulicach – czasem trzeba przejść dłuższy dystans, aby znaleźć pojemnik. Być może to jeden z powodów bałaganu?

Podobnie wygląda sytuacja w Amsterdamie, ale tam w znacznie większej skali. W stolicy byliśmy w niedzielny poranek, przed odjazdem widzieliśmy pozostałości po zabawie. Służby miejskie miały pełne ręce roboty. Choć śmieci było dużo, większych szkód raczej nie odnotowano. Kilka połamanych obcasów, przewrócony tymczasowy znak drogowy – to chyba niewielka cena za tak wielkie świętowanie. 🍊

Lang leve koning Willem-Alexander!

Komentarze

Popularne posty