Drohobycz, Truskawiec (wyprawa wakacyjna IV.6)

Bractwo Nosicieli Skarpetek do Sandałów
Na kolejny dzień zaplanowana została wycieczka do Drohobycza i Truskawca. Oczywiście pociągiem! Poranek był nieco chłodny, więc podziębiony Pan Jan dołączył do grzesiowego bractwa nosicieli skarpetek do sandałów. Zostało to dokładnie udokumentowane, ponieważ nie zdarza się to zbyt często.

Tradycyjne smarowanie kanapek na teczce Pana Jana nie zostało niczym zakłócone i bezpiecznie dotarliśmy do Stryja. Tam przesiedliśmy się na pociąg do Drohobycza. Trochę rozśmieszały nas za krótkie perony na stacjach i ludzie wysiadający prosto do rowu. 

W Drohobyczu pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę Rynku. Po drodze minęliśmy Wielką Synagogę wybudowaną w latach 1842-1865 obecnie znajdującą się w ruinie. Dawniej gmina żydowska w tym mieście była bardzo duża, a jej kres położyła okupacja niemiecka. Wysłuchaliśmy opowieści o historii miasta - o handlu solą, o wydobyciu ropy naftowej. Dowiedzieliśmy się też trochę o związanych z miastem osobach - Brunonie Schulzu i Iwanie Franku.

Ratusz w Drohobyczu
Ponadto zwiedziliśmy również polski kościół farny pw. św. Bartłomieja. Świątynia została ufundowana przez Władysława Jagiełłę w 1392 roku. Fara szczyciła się bogatym barokowym wnętrzem oraz pięknymi polichromiami i witrażami, była jednym z najpiękniejszych kościołów na Kresach. Przetrwała dwie wojny. Zniszczyli ją dopiero sowieci, którzy zmienili ją w magazyn. Ławki, konfesjonały, rzeźbione ołtarze i cenne obrazy spalili, a zabytkowe organy sprzedano. Polichromie zdarto lub zamalowano. Dopiero w 1989 roku Polacy mieszkający w Drohobyczu odzyskali farę i od tego czasu trwa nieustanna renowacja. Niestety taki los spotkał większość kościołów na Kresach i nie wszystkie udało się odratować. Kolejna smutna prawda.

Pijalnia wody zdrojowej w Truskawcu
Ponieważ następnym celem wyjazdu było uzdrowisko Truskawiec udaliśmy się na dworzec naszych „ulubionych” marszrutów. Tym razem miejsc siedzących nie znaleźliśmy. Wyszło na jaw, że do marszruta mieści się 4n+1 osób, a w każdym razie dużo za dużo, poza tym nie wiem jakim cudem na następnych przystankach wsiadają kolejne. Bez komentarza pozostawię ciecz rozlaną na podłogę i kilka innych incydentów. 




 
W Truskawcu wysiedliśmy najszybciej jak się dało. Swoje kroki skierowaliśmy w stronę parku zdrojowego. Okazał się być całkiem ładny. Skosztowaliśmy wody zdrojowej „Naftusia” – jak to woda zdrojowa nie smakowała i nie pachniała zachęcająco, ale podobno była zdrowa… Sklep odnaleziony w okolicy sanatoriów okazał się być wyposażony głównie w… papier toaletowy. Mijając pomnik Adama Mickiewicza dotarliśmy na dworzec, z którego mieliśmy odjechać do Lwowa. 

Lwowski rynek wieczorową porą
Podróż pociągiem tradycyjnie minęła niektórym na dosypianiu, innym na rozmowach i wyglądaniu przez okno, a jeszcze innym na czytaniu. Z dworca wróciliśmy na piechotę mijając Politechnikę Lwowską oraz Uniwersytet im. Iwana Franki stojący naprzeciwko parku Iwana Franki, w którym znajdował się pomnik… tu niespodzianka! Iwana Franki. Posiedzieliśmy również pod trzecim z katolickich kościołów we Lwowie – pw. św. Marii i Magdaleny- który pełni również funkcje Filharmonii. Dzień zakończyliśmy w naszej ulubionej restauracji podczas tego wyjazdu – Czeburecznej Chacie! Czeburek + kwas = uśmiech na twarzy Łosia i nie tylko. 

tekst i zdjęcia : Magdalena Łukowiak 


Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z państwa wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na adres e-mail: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie usunięte.

Komentarze

Popularne posty