Bory Niemodlińskie (wycieczka 58)


Dnia 18 maja 2013 (choć według niektórych 2014!) ok. 7:15 zebraliśmy się na Dworcu Głównym w okolicach walizki i schodów ruchomych. Niektórych, dość nie wyspanych absolwentów, pan Taczyński zastał leżących na schodach, ale szybko się pozbierali w sobie i wspólnie z 5 gimnazjalistkami i panią Kuleszą wyruszyliśmy na pociąg. 

Na stacji Opole Zachodnie zrobiliśmy szybki przemarsz na drugi peron i wsiedliśmy do pojazdu mającego zawieźć nas do Tułowic Niemodlińskich. W tym też Miejscu O Szalenie Skomplikowanej Nazwie rozpoczęliśmy swoją wędrówkę. Pierwszym przystankiem był zespół parkowo pałacowy, w którym znajdowało się także Technikum Leśne. Zapach przepięknych, żółtych azalii zmusił nas do obejścia budynku na około, wzdłuż i wszerz i do zachwycenia się jego pięknem – niezależnie od stojących przed nim koparek i wózków widłowych.


Pogoda okazała się być bardzo słoneczna, chociaż wcześniej zanosiło się na deszcz. Mijaliśmy pola rzepaku, kasztanowe aleje i co jakiś czas podśpiewując dotarliśmy do Parku Dendrologicznego. Zapach kwiatów po raz kolejny nas ożywił, a także zachwycił. Z wieży widokowej dało się dostrzec czaple na znajdującym się nieopodal stawie. Po krótkiej sesji zdjęciowej wyszliśmy z parku i znaleźliśmy się w malowniczym lesie bukowym. Tutaj rozgorzała dyskusja jak idziemy. Czy najkrótszą drogą do Niemodlina (to znaczy pizza wcześniej) czy  „Idziemy do Niemodlina ścieżką dydaktyczną” (czyli pizza później). Przewagą jednego głosu zadecydowaliśmy o pójściu ścieżką. Nie pożałowaliśmy.

Pierwszym przystankiem był dość spory głaz narzutowy. Na tablicy informacyjnej znaleźliśmy informację o  jego średnicy i postanowiliśmy ją potwierdzić. Szło nam tak średnio, a nasze główkowanie podsumowała Tereska słowami:  „obwód głazu do połowy wynosi dziesięć obszarów rozłożonego palca”. Tak, właśnie tyle! Kolejnym przystankiem była pustelnia. Dokładniej – kaplica zbudowana z drewna i obłożona płatami sosnowej kory. Wyglądała bardzo malowniczo. Idąc dalej przepiękną drogą dotarliśmy do punktu „Uroczysko Piekiełko”. Brzmiało bardzo zagadkowo i tak też wyglądało.

W rytm od dawna znanej nam już piosenki „Na zielonej łące… raz, dwa trzy …” powoli zbliżaliśmy się do Niemodlina. Po dotarciu do murów miasta pan Taczyński postanowił nie dać ich sforsować i stanął w wąskim przejściu. Niestety, pod naciskiem 10 osób ustąpił i weszliśmy do miasta. Jego układ urbanistyczny wydał się być dość intrygujący – było podłużne. Dywagacje na temat tego pozostawiliśmy jednak na później, ponieważ wszyscy pragnęli … pizzy. Udaliśmy się więc w stronę jedynej pizzerii w Niemodlinie. Dziewczyny trochę zniszczyły system, ponieważ jadły tortillę i inne takie, ale weterani inwalidzi tj. absolwenci oraz Pan Taczyński pozostali przy tradycji i zamówili pizzę. Nie zabrakło na naszym stole oczywiście familijnej.

Postanowiliśmy udać się jeszcze na spacer. Pod kościół. Odbywał się tam chrzest, więc nie mogliśmy wejść do środka, ale zadziwiła nas konstrukcja wieży.  Jej dolna część wyglądała jak przód kamienicy, a powyżej znajdowała się normalna wieża. Intrygujące. Odwiedziliśmy też renesansowy zamek Książąt Niemodlińskich. Pierwotnie był to zameczek myśliwski, później rezydencja magnacka, liceum ogólnokształcące a ostatnio tło do głośnego filmu „Jasminum”. Niestety nie dało się wejść na arkadowy dziedziniec.


W oczekiwaniu na autobus postanowiliśmy zagrać w Mafię. Rozgrywka była ciekawa, ale absolwenci Grzesiu i Ewa zostali zabici jako pierwsi. Postanowili więc udać się na stację benzynową w celu zakupu czegoś do picia. Problem w tym, że w międzyczasie, około 15 minut za wcześnie przyjechał autobus. Nie było go w żadnym rozkładzie a kierowca nie dawał gwarancji czy nasz przyjedzie. Zorganizowano więc brawurową akcję i nasi dzielni absolwenci roku zdążyli biegiem wrócić.

W autobusie jeszcze graliśmy w mafię, trochę w rewolwerowca, no i dotarliśmy do Opola. Tam udałam się zakupić ciasto dla wszystkich w słynnej już cukierni (jakieś łosie lubią siadać na cieście stamtąd) i doczekaliśmy się na pociąg.

W pociągu zastaliśmy dość nieogarniętego konduktora, który zastanawiał się długo jak odczytać bilet. Po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że jedziemy pociągiem ze złym biletem. Musieliśmy zorganizować kolejną brawurową akcję tego dnia pt. „przesiadamy się w Brzegu na osobówkę”. Udało nam się perfekcyjnie ze sporym zapasem czasu.

Na Dworcu Głównym we Wrocławiu zadowoleni z wyprawy pożegnaliśmy się i rozeszliśmy w stronę domów. 

(tekst i zdjęcia: Magdalena Łukowiak)

Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z państwa wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na adres e-mail: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie usunięte. 

Komentarze

Popularne posty