Warszawa (wycieczka 71)

8 grudnia 2015, godzina 4:30. Zaraz, zaraz... chyba spóźniłam się na pociąg? Przecież jedziemy do Warszawy... Ach, jednak nie! Przecież już nie trzeba wyjeżdżać tak wcześnie. Jedziemy Pendolino! Dopiero po godzinie 6!

Gdy przyszłam na dworzec prawie wszyscy członkowie Samorządu Uczniowskiego oraz grupy projektowej "Lekcja o Japonii" już czekali pod walizką. Sprawnie udaliśmy się na peron i wsiedliśmy do naszego pojazdu. Po dłuższej chwili przyszedł pan konduktor i pochwalił nas, że wszystko (bilety i legitymacje) się zgadza. Podróż upłynęła zaskakująco szybko, gdyż już o 10:00 staliśmy na peronie Dworca Centralnego w Warszawie.


"Uważaj, to nie chmury, to Pałac Kultury!" - śpiewał kiedyś zespół Elektryczne Gitary. Sprawdziło się, ponieważ po wyjściu z podziemi dworca zamiast okazałego budynku ujrzeliśmy... chmurę. 


Tramwajem, metrem oraz pieszo przemieściliśmy się na ulicę Wiejską, do Sejmu. Tradycyjnie, w Biurze Przepustek, czekała nas chwila grozy, czy zostaniemy wpuszczeni, ale równie tradycyjnie wpuszczeni zostaliśmy. Okazało się, że dwa tygodnie temu otworzono nowe wejście dla grup, z którego już mogliśmy skorzystać. Sprawnie przeszliśmy przez kontrolę pirotechniczną. 


W Sejmie udało nam się zobaczyć "najsłynniejsze schody w Polsce, które codziennie występują w telewizji", Salę Posiedzeń i Salę Kolumnową, zapoznaliśmy się także z innymi budynkami sejmowymi - już wiemy co, gdzie się mieści. 


Zadowoleni i nieco głodni wyszliśmy z Sejmu. To nie był jednak koniec czekających nas tego dnia wrażeń. "Zahaczając" o sklep szybkim krokiem udaliśmy się do Muzeum Azji i Pacyfiku, gdzie mieliśmy wziąć udział w lekcji o japońskich zabawach. Była to niebywała okazja, aby pograć w japońskie szachy - spolszczone na pojedynek robotów, ayatori (kocią kołyskę, zabawę ze sznurkiem) i zobaczyć, jak działa kendama - japońska, zręcznościowa zabawka. Dowiedzieliśmy się także, skąd pochodzi gra "chińczyk" (wcale nie z Chin, tylko z Indii) i wiele innych planszówek. Nawet tak popularne dziś Angry Birds pierwotnie było japońską grą na małą konsolkę. 


W końcu przyszedł czas na wyczekiwany obiad. Napełniwszy brzuchy postanowiliśmy przejść się na Krakowskie Przedmieście i podziwiać świąteczne iluminacje. Trzeba przyznać, że możliwość zrobienia sobie zdjęcia w bombce, albo wejścia do prezentu jest rzadko spotykana. Przeszliśmy obok zaśnieżonego (niestety, tylko światłem) Zamku Królewskiego i dotarliśmy na Rynek, gdzie wokół syrenki mieszkańcy stolicy jeździli na łyżwach.


Nadszedł czas na powrót. Postanowiliśmy przejechać się nowym metrem w okolice Dworca, a stamtąd jeden, długi przystanek tramwajem. Na dworcu zrobiliśmy ostatnie zakupy i wsiedliśmy do pociągu, tym razem "zwyczajnego", przedziałowego expresu, który dowiózł nas do Wrocławia równie szybko jak Pendolino.

Komentarze

Popularne posty