Wlaczkiem z Lubawki do Sędzisławia


Deszczowa, majowa sobota. Zimno i pochmurno. Gdyby nie soczysta zieleń liści, można by pomyśleć, że to listopad. Schodziłem z gór czerwonym szlakiem przez Leszczynowy Wąwóz od strony Krzeszowa. W Lubawce szlak prowadzi okrężną drogą do najbliższego przejazdu kolejowego. Deszcz lał niemiłosiernie, więc postanowiłem skrócić sobie drogę ścieżką wydeptaną przez mieszkańców. Z ulicy Celnej zszedłem stromym zejściem i znalazłem się na równi stacyjnej.

Ślady dawnej świetności.

Widok był przygnębiający. Większość torów porastały drzewa, krzewy, trawa i chwasty. To znak, że od dawna nie jechał tędy pociąg. Kiedy byłem tutaj ostatni raz, przeszło dwadzieścia lat temu, stacja, choć senna, wydawała się żyć. Stał tu skład towarowy, działała ładownia czy oświetlenie bocznych torów. Tylko wielki budynek dworca straszył swoim wyglądem, stopniowo popadając w ruinę. Dziś cała stacja popadła w ruinę i stała się jedynie przystankiem osobowym. Dawne zabudowania zastąpiła skromna wiata, znana z przystanków komunikacji miejskiej.

Niegdyś stacja w Lubawce odgrywała kluczową rolę jako istotny punkt na trasie międzynarodowej. Jej monumentalna architektura wynikała z funkcji, jakie pełniła od momentu swojego powstania w 1869 roku – była nie tylko punktem przeładunkowym, ale także ważnym punktem granicznym dla kolei Prus i Austrii. Dworzec, o długości niemal 300 metrów, był jednym z największych tego typu obiektów na Śląsku. Dodatkowo stacja posiadała własne parowozownie, magazyny oraz komory celne, co czyniło go istotnym węzłem komunikacyjnym. Niestety, po II wojnie światowej znaczenie stacji malało, a jej ostatni rozdział nastąpił w latach 90., kiedy budynek dworca zamknięto po pożarze i ostatecznie pozostawiono na pastwę czasu.

Powrót kolei po latach.

Ostatecznym ciosem było zawieszenie połączeń pasażerskich na przełomie tysiącleci. W międzyczasie były próby wskrzeszenia ruchu sezonowego i weekendowego do Trutnowa, ale nie odniosły one sukcesu. Od 2018 roku, dzięki inicjatywie władz Województwa Dolnośląskiego oraz prywatnego operatora GW Train Regio, który na mocy porozumienia z Kolejami Dolnośląskimi obsługuje trasę, możliwa jest podróż pociągiem z czeskiego Trutnowa do Sędzisławia, położonego przy trasie Wrocław – Jelenia Góra.

Co dwie godziny w Bramie Lubawskiej rozlega się charakterystyczny sygnał dźwiękowy czeskiego motoraczka. Ten mały pojazd szynowy, na tle ogromnych dworców w Lubawce czy Kamiennej Górze, wygląda nieco komicznie, ale najważniejsze jest to, że spełnia swoją funkcję i zapobiega wykluczeniu komunikacyjnemu.

Czeski motoraczek na szlaku.

Sam skład obsługiwany jest przez czeski wagon motorowy serii 810, który jest jednym z najbardziej charakterystycznych pojazdów na lokalnych trasach w Czechach i na Słowacji. Produkowany od lat 70. przez Vagonkę Studénkę, wagon ten jest kompaktowy, dwuosiowy, a jego konstrukcja opiera się na silniku autobusowym. 

Wnętrze wagonu jest proste i funkcjonalne – posiada 55 miejsc siedzących, a ogrzewanie zapewnia niezależny generator elektryczny lub ciepło z chłodnicy. Choć pojazd nie należy do najnowocześniejszych, jego niewielkie rozmiary pozwalają na utrzymanie ruchu na mniej uczęszczanych trasach.

Wymiana pasażerska.

Według danych Urządu Transportu Kolejowego Lubawka awansowała do grona stacji z wymianą pasażerską mieszczącą się w przedziale od 100 do 149 osób na dobę. To pokazuje, że ludzie korzystają z zaproponowanej formy połączeń.

W Lubawce czekałem około 40 minut. W tym czasie na dworcu zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi. Nie zraziła ich deszczowa pogoda ani przenikliwy ziąb. Do pociągu po godzinie 16 wsiadło łącznie 10 osób.

Jako pierwszy pojawił się turysta w pelerynie i charakterystycznych, nieprzemakalnych spodniach. Swoją wędrówkę zakończył właśnie na dworcu w Lubawce.

Później przyszła babcia z wnukami i synem. Okazało się, że jedzie odebrać coś w jednym z marketów AGD w Kamiennej Górze – będzie miała 30 minut do powrotnego pociągu. Rodzina skorzystała z okazji i postanowiła zobaczyć pociąg. Dla dzieci to prawdziwa atrakcja.

Stopniowo zaczęli pojawiać się kolejni pasażerowie – niektórzy jechali na zakupy, bo wiadomo, że w mieście powiatowym jest większy wybór sklepów niż w Lubawce. Ktoś wybierał się do Wałbrzycha, ktoś do Jeleniej Góry, ktoś miał tylko torbę, a inny wkładał do małego składu rower.

Połączenie jest niezwykle potrzebne, ponieważ – jak wynika z rozmów podróżnych – w weekendy praktycznie nie istnieją alternatywne połączenia autobusowe. Pociąg zapobiega wykluczeniu komunikacyjnemu.

Czeskie akcenty na pokładzie.

Obsługę pociągu stanowi czeska załoga. Pani konduktorka chodzi po wagonie, sprzedaje bilety i udziela informacji o przesiadce w Sędzisławiu. Mówi po polsku dość dobrze, ale nazwy miejscowości wymawia z charakterystycznym czeskim zaśpiewem i zmiękczeniem – najlepiej słychać to w nazwie "Walbrzich".

Pasażerowie również starają się być mili i zagadują po czesku. Stali bywalcy proszą o "Dwa krad na Wałbrzych", inni – trzymając odliczoną gotówkę – pytają "Kolik to budie?".

Niezwykła atmosfera wśród pasażerów tego transgranicznego połączenia, a do tego dźwięki silnika i zgrzyt kół o tory – to wszystko sprawia, że podróż tym pociągiem jest wyjątkowym doświadczeniem.

Choć Lubawka nie jest już wielkim węzłem komunikacyjnym, pociągi wróciły, przynosząc ze sobą rytm codziennych podróży i odrobinę dawnych kolejowych emocji. Deszczowy dzień, wypełniony rozmowami pasażerów i dźwiękiem motorowego składu, pokazuje, że kolej nadal pełni ważną rolę w życiu mieszkańców.

Dajcie znać w komentarzu czy skorzystaliście już z tego połączenia? 

Komentarze

Popularne posty