Kamień Śląski (wycieczka 61)
Ostatnio
przez Polskę przeszła fala upałów. Człowiek był już przyzwyczajony do
narzucania na siebie byle czego, byle jak najmniej, jakichś lekkich butów i
konieczności założenia nakrycia głowy w obawie przed udarem słonecznym.
Tymczasem 22 czerwca 2013 roku miała odbyć się wycieczka Koła Turystycznego. Ostatnia w
tym roku szkolnym. Pożegnalna w tym roku szkolnym, ale dla uczniów Zespołu
Szkół Plastycznych powitalna.
Wychodzę z domu, a tam
niespodzianka. Deszcz leje się strugami… Wróciłam więc, aby zabrać coś
cieplejszego, zapasowe skarpetki i pelerynę od deszczu. O mało się przez to nie
spóźniłam, ale jako że nigdy jeszcze mi się to nie zdarzyło, nie mogło być tak
i tym razem. Dotarłam punktualnie, a nawet chwilę przed czasem. Podobnie jak
wszyscy uczestnicy.
Wsiedliśmy do pociągu i po
raz kolejny za oknami znalazł się Brzeg, moja „rodzinna” wieś – Łosiów i Opole
Główne. Po raz kolejny także udaliśmy się do cukierni na skrzyżowaniu, w której
mają zadziwiająco dobre ciasta, nawet po spłaszczeniu przez Łosia. Po raz
kolejny przetrząsnęliśmy stragany w poszukiwaniu jedzenia dla Grzesia, po raz kolejny prawie spóźniliśmy
się na pociąg. Nie ma to jak Opole Główne! W międzyczasie przestało padać i
zaczęło się ponownie robić duszno.
Z drugiego pociągu
wysiedliśmy w Tarnowie Opolskim. Nigdzie nie udało nam się kupić mapy, więc
musieliśmy polegać na własnej intuicji. Okazała się ona być, oczywiście,
niezawodna. Czekał nas marsz przez urocze pola i las. Na polach znaleźliśmy
damskie okulary słoneczne, które ubraliśmy kukurydzy. Wyglądała niesamowicie
pociągająco. Rzepak natomiast okazał się bardzo smaczną rośliną oleistą. Po
drodze mieliśmy także okazję zapoznać się z kamieniołomem wapienia. Pan Jan
poopowiadał nam trochę o skałach. Zrobiliśmy także świeży przełam skalny, co
okazało się nie być wcale takie łatwe.
Jedną z tradycji
wycieczkowych jest odwiedzanie placu zabaw. Tym razem wybraliśmy bardziej
ekskluzywny wariant – siłownię na placu zabaw! Następnie Grzesiu został wysłany
po lody, bo robiło się coraz goręcej. Kupił spore wiaderko, które zatrzymało
nas na dłuższą chwilę w parku pod Sanktuarium św. Jacka.
Droga na stację w Kamieniu
Śląskim była równie malownicza. Prowadziła przez przepiękne, kwieciste pola
oraz las (w którym o dziwo nie gryzły komary!). W takich miejscach Łosie i
zapewne ludzie też, odzyskują poczucie piękna życia.
Tradycyjnie na pociąg
prawie biegliśmy. Wysiedliśmy z niego w Strzelcach Opolskich. Na Rynku
zauważyliśmy, że Ratusz odnowiony jest tylko z trzech stron… Grr… Skierowaliśmy
więc swoje kroki w stronę czegoś przyjemniejszego, czym okazały się być ruiny
zamku książąt piastowskich z XIV w. oraz park nieopodal. Tam zrobiliśmy kolejny
rzut na plac zabaw, tym razem zwyczajny – z huśtawkami i konikami na sprężynie.
W międzyczasie okazało się, ze wystarczy zamienić się czapkami, a tożsamości
same zamienią się ze sobą i np. poważny nauczyciel je trawę i dużo gada, a
wiecznie brykający Łoś jest całkiem stateczny i gubi ważne przedmioty. ;)
Wspólnie uznaliśmy, że nie
jesteśmy jakoś wybitnie głodni. Pomimo nieśmiałych protestów Łosia, a może
Nauczyciela, kto ich tam wie, że tradycja powinna być zachowana oraz
niezmiennych słów Grzesia „Ja bym chętnie
coś zjadł”, odwieczna pizzowa tradycja została po raz kolejny zniszczona…
Wygrała koncepcja zakupów w Lewiatanie i pikniku na trawie.
Grzesiu jadł ogórki
kiszone, reszta jakieś kanapki, nektarynki i ciastka. Tym razem na ciastkach
nikt nie usiadł. Panowała atmosfera leniwa, ale sielankowa i wakacyjna. W końcu
Pan Jan wpadł na nieoczekiwany pomysł „Popływajmy
kajakami!”, bo naprzeciwko nas znajdowało się bajorko oraz wypożyczalnia, z
której ludzie chętnie korzystali. Początkowo przyjęliśmy ten pomysł z
niewielkim entuzjazmem, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się zgodzić (nie do
końca mieliśmy wybór, ale ćśś). Okazało się to wcale nie takie trudne, a nawet
całkiem przyjemne.
Poleżeliśmy na tej trawie
jeszcze trochę, dojedliśmy to, co nam zostało i musieliśmy wyruszyć na dworzec
kolejowy.
O dziwo padać zaczęło
dopiero jak przekroczyliśmy próg owego budynku. To zupełna nowość. Po raz
kolejny przesiadaliśmy się w Opolu i jak zwykle udało nam się dotrzeć do
Wrocławia z uśmiechami na twarzy i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku turystycznego.
Pożegnaliśmy się i udaliśmy w stronę domów.
Tekst i zdjęcia Magdalena Łukowiak
Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z państwa
wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na adres
e-mail: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie
usunięte.
Komentarze
Prześlij komentarz