Szkolne Warsztaty Astronomiczne okiem Weterana...

fot. Tomasz Mrozek, 2013
Wczesna pobudka, nagłe znalezienie się w pociągu. Zaraz- pociągu? Przecież zazwyczaj jedziemy autobusem. No nic, chyba coś się zmieniło. Spoglądam na swoje nogi – znowu górskie buty do wygodnych dresów, na szyi nieśmiertelny szalik, a pod pachą puchowa, zimowa kurtka. Jest początek października.

Zakładam na plecy plecak i uginam się pod jego ciężarem. Nie, tym razem nie mam ani laptopa, ani aparatu. Przecież na górze ma na nas czekać nowa pracownia… Co jest nie tak? Acha, to nie mój plecak- to plecak Kasi, która wzięła toster! Posiłki są stanowczo zbyt rzadko.


fot. MŁ, 2013
Pierwszy krok pod górę i od razu łapię zadyszkę. Jeszcze jeden i następny. I tak przez najbliższe kilka godzin marszu. Odwracam się i widzę, że współuczestnikom Warsztatów równie ciężko. Po chwili jednak z uśmiechami na ustach przyzwyczajamy się i dziarsko idziemy przed siebie. 

Kamieniołom Stanisław. Pod stopami tony kwarcu. Kto by się spodziewał?

Znowu kręta, niekończąca się droga. Zakręt, a za nim następny. Powoli zaczynają boleć nogi. Jeszcze jeden zakręt. I kolejny. Czy to już…? Nie, to tylko rozdroże. A teraz…? Kłody. Tak, tak! Widzę ORLE! Widzę ORLE!

To tutaj spędzę kilka kolejnych, wspaniałych dni i nocy! Tak długo na to czekałam! Znów codzienne bieganie od Strażnicy do Schroniska i z powrotem, wpadanie do kałuży po ciemku, znów kamienie uniemożliwiające ustawienie teleskopu, znów pięć warstw ubioru…! Ach! Natychmiast odzyskuje wigor i rozmarzona siadam na ławce, aby poczekać na resztę grupy. 


fot. KS, 2014
Po szybkim zakwaterowaniu i zaklepaniu jedynego słusznego łóżka w Strażnicy natychmiast zostajemy zaprowadzeni na wykład. Znów te same, długie ławki, które uniemożliwiają zaśnięcie! Aż mi się przypominają pierwsze warsztaty i po raz kolejny siadam w tym samym miejscu. 



Słychać pierwsze oznaki marudności, ponieważ ludzkość umiera z głodu. Ale nie, jeszcze ze dwa wykłady i zajęcia warsztatowe na zewnątrz!


W końcu po wysłuchaniu burczenia we własnym brzuchu głośniejszego od Wykładowcy mój żołądek doczekuje się strawy! Ale jakiej strawy! Takiej prawdziwej, domowej, że aż palce lizać! Kapuśniak i pierogi tym razem, ale aż mi się przypominają poprzednio roczne dania. Ta sala, w której jemy kojarzy mi się już tylko ze zgłodniałą bandą młodych astronomów próbujących upiec kiełbaski w kominku. Ciekawe, jak będzie tym razem!?

Po obiedzie niespodzianka- wykład! W dodatku po raz kolejny pan Sylwester mówi o zanieczyszczeniu światłem. Idealna okazja do drzemki, ale z racji, że nie wypada - trwam twardo na posterunku i ciekawa jestem, co się zmieniło.

fot. Mateusz Misztal, 2014
Postrach siany wśród nowicjuszy - „dziś nie śpicie ani minuty” chyba nie musi być aż tak straszny. Znów ubrana w pięć warstw, dwie pary spodni, zimowe skarpety, nieodłączną czapkę Łosia, rękawiczki i niewiadomo co jeszcze dzielnie wychodzę na dwór. Podnoszę oczy ku niebu, staję i… ruszyć się nie mogę! Droga mlecza oślepia mnie swoją majestatyczną pięknością, a gwiazdozbiory które próbuję rozpoznać nie pozwalają mi się przemieścić. Jak to możliwe, że za każdym razem niebo w Górach Izerskich jest piękniejsze?

Po raz kolejny staram się rozłożyć teleskop, co po raz kolejny nie idzie zbyt dobrze. Gwiazda polarna jakoś magicznie przesuwa się co chwilę, tubus jest zbyt ciężki i jakoś nie chce się zablokować, a krzyżyk w lunetce celowniczej wcale nie chce być na środku jasnego obiektu… Przybiega jakiś pomocny astronom, nawet nie wiem który bo jest zbyt ciemno, puka się w czoło i wszystko poprawia, a następnie poprawia jeszcze raz, bo róg czapki łosia puknął statyw i cała robota na marne …


Tak też mija większa część nocy, a zamarzające ręce i palce u stóp powoli sprawiają, że mam dość. Nie poddaję się jednak i rosa wokół jest mi nie straszna. Czerwona latarka bardzo się przydaje, jeśli nie chcę się przewrócić. Chociaż i to czasem się zdarza łosiom chcącym zostać astronomami -amatorami.

fot. Grzegorz Żakowicz, 2013
Prawie nie kładę się spać, a natychmiast wstaję, tak samo nierozgarnięta, nieuczesana, ubrana w dres jak poprzednio- biegnę na śniadanie doskonale znaną mi drogą.



Nie mija nawet chwila, a już zaczyna się wykład. Cała rzeczywistość zlewa się w jeden dzień, ludzie wyglądają jakby nie spali całą noc … Zaraz, przecież oni naprawdę nie spali!


Po serii warsztatowo-wykładowej nie jesteśmy najwyraźniej zbyt zmęczeni. Kogo zmęczyłoby skakanie po drabinie do obserwacji meteorologicznych czy też konstruowanie gnomonu z ołówka i kątomierza, a następnie wyliczaniu z jakichś dziwnych pomiarów stałej słonecznej? Znów stają mi przed oczami poprzednie wyjazdy kiedy to do drugiej w nocy słuchałam wykładu o astrofotografii, albo sama opowiadałam o podróży na Marsa. Właściwie to zlewa się w jedne, długie SWA i okazuje się, że o kosmosie wiem już całkiem dużo. 


fot. MŁ, 2013
Pora więc na spacerek – ścieżka planetarna to niezbyt duże wyzwanie, ale z pewnością motywacja, żeby doczekać się na upragniony obiad. Skały, planety i krajobraz Gór Izerskich to trzy punkty, na których się skupiamy podczas przejścia. 


Gdy dopadam w końcu miski z zupą i talerza z ryżem czuję się niesamowicie dobrze. Chmury za oknem są trochę przygnębiające, dlatego lepiej spędzić wieczór w środku wysłuchując niezwykle ciekawych wykładów – tym razem o końcu świata, zmianach klimatycznych, efekcie cieplarnianym … Zaraz, a może to było poprzednio? A, nie wiem, chce mi się spać!

Ze spania jednak nici, ponieważ ktoś rozpalił ognisko i wygłodniała gromada młodych astronomów znów rzuca się na kiełbaski. Miło gawędząc, popijając herbatkę i zagryzając chlebem z keczupem czekamy, aż podniesie się mgła i zacznie być widać cokolwiek! „Tu są ludzie ze szkoły i ludzie z lasu” – mówi pan Żakowicz. Ups, to drugie to chyba o mnie, bo moje rogi zasłaniają niektórym ognisko. Rozbawieni nawet nie zauważamy, że się przejaśnia.


fot. Tomasz Mrozek, 2013
Gdy w końcu ktoś rzucił hasło – „teleskopy na platformę” - poszły za nim tłumy młodych astro fotografów. Tej nocy na obserwacje były marne, ale wszystkie teleskopy zostały zajęte przez aparaty marki Canon. Znów przypominają mi się wykłady pana doktora Mrozka na temat ostrości, ogniskowej, ustawień … Ach, to były czasy, kiedy o drugiej nad ranem byłam w stanie to spamiętać! Teraz przede mną już tylko praktyka …


Męczymy się więc podobnie jak poprzednio i próbujemy wybrać obiekt do fotografowania. Najwytrwalsi, pomimo zamarznięcia, zachrypnięcia itp. trwają do samego rana, kiedy to udają się do pracowni na obróbkę własnych dzieł.

Znów ledwo kładąc się, wstaję i rozczochrana biegnę na tradycyjne zdjęcie grupowe, przed budynkiem, a potem na śniadanie. Znów wykład. Chwila, który to dzień? To są 3, czy 4-dniowe warsztaty? Kto siedzi koło mnie? Chyba zaczynam dostawać choroby niewyspania, ale powoli przypominam sobie rzeczywistość.

Niestety dziś wracamy. Znów droga do Jakuszyc, znów jesień na szlaku, znów smutek na twarzach uczestników. Spokojnie- jeszcze się spotkamy! Już nie mogę się doczekać kolejnego wejścia na górę, kolejnych nieprzespanych nocy, kolejnych wykładów i kolejnych zdjęć! 

Skład XII SWA, fot. Grzegorz Żakowicz, 2013
Jeżeli zainteresował Cię ten tekst, jesteś uczniem liceum (nie koniecznie z Wrocławia) i lubisz łączyć astronomię z przyrodą i górami... Na co czekasz? Wejdź na stronę SWA i dowiedz się więcej! Jest to inicjatywa, w której biorą udział astronomowie z Uniwersytetu Wrocławskiego - sami fachowcy! Jedyna okazja, żeby ich poznać :) Najbliższe warsztaty: kwiecień/maj 2014!

Komentarze

Popularne posty