Kolonia (III wyprawa wakacyjna, cz. 3)

16 lipca 2012 roku, w poniedziałek rano, po śniadaniu, znieśliśmy walizki i trzeba było się pożegnać z bońskim schroniskiem … Pora wracać do domu. Udaliśmy się, po raz ostatni, na nasz ulubiony przystanek autobusowy, a  później na Dworzec Główny w Bonn. Znów przesiadaliśmy się w Kolonii.

Z przyjemnością zaczęłam wspominać naszą sobotnię wyprawę do tego miasta. To właśnie ten dzień mogę zaliczyć do najbardziej udanych. Po przyjeździe do Kolonii zwiedziliśmy przepiękną, gotycką Archikatedrę, w której znajdują się relikwie Trzech Króli. To jedna z największych tego typu budowli w Europie – naprawdę robi wrażenie. wszystko jest tutaj ogromne - od witrażowych okien, przez kolumy po organy. Ma się wrażenie, że kościół żyje, bo cały czas trwają prace, jeśli nie wykończeniowe to remontowe. Wdrapaliśmy się także na wieżę – ponad 500 schodów! 


Następnie pojechaliśmy do Muzeum Czekolady. Ci z nas, którzy już tam byli, poszli zwiedzać rzymskie pozostałości, kościoły i pozostałą część miasta. Ja wybrałam pierwszą opcję. Jestem zadowolona ze swojego wyboru. Mogłam poznać tajniki uprawy, transportu i produkcji czekolady. Największym zainteresowaniem cieszyło się drzewo, z którego spływała strumieniami czekolada! Kazdy mógł próbowac do woli! Żeby uniknąć drastycznych scen, dyrekcja muzeum zdecydowała się ustawić przy tym źródle słodkości pracownika, który wydzielał porcje na wawelkach. Wszyscy razem spotkaliśmy się później w centrum, gdzie dostaliśmy czas wolny na obiad i kupienie upominków. Zadowoleni wróciliśmy pociągiem do Bonn.

Ale to już wspomnienia ... teraz wsiadamy do pociągu do Dortmundu. Po dojechaniu i zjedzeniu ostatniego na niemieckiej ziemi, obiadu zwiedziliśmy Borusseum. Jest to muzeum Borusii Dortmund – najlepszego klubu piłkarskiego w Niemczech! Poznaliśmy dni chwały tego barzo znanego zespołu i ze zdziwieniem zobaczyliśmy, że prawie od zawsze grają w nim Polacy! Zachwyciła nas gra w piłkarzyki (ach, te dzieci…) oraz śpiew karaoke. Obeszliśmy stadion, który jest naprawdę wielki i udaliśmy się na dworzec autobusowy. Czekałanas długa droga do Wrocławia. Zagraliśmy ostatnią partię w Mafię (oh, jak mi tego brakuje!) i próbowaliśmy  pójść spać.

Podsumowując – wyprawę uważam za bardzo udaną. Pogoda co prawda nie dopisała, ale dzięki temu przydał się Ekskalibur – cudowny parasol Grzesia, za którym również będę bardzo tęsknić. Wyjazd miał motyw nieco historyczny, co bardzo mi się podobało.

tekst: Magdalena Łukowiak


Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z państwa wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na adres email: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie usunięte.



Komentarze

Popularne posty