Dortmund (III wyprawa wakacyjna cz. 1)

Dnia 8.07.2012 miała rozpocząć się długo wywalczana i oczekiwana przeze mnie polsko – niemiecka wymiana młodzieżowa do Północnej Nadrenii – Westfalii. Organizatorem wyjazdu była Wrocławsko-Dortmundzka Fundacja im. Świętej Jadwigii. Stawiliśmy się wszyscy punktualnie na Dworcu Centralnym PKS we Wrocławiu o godzinie 21.45. Załadowaliśmy bagaże do autobusu i wsiedliśmy. 


Podróż mija szybko w dobrym towarzystwie do tego stopnia, że byliśmy w Dortmundzie 40 minut przed czasem. Powitali nas nasi niemieccy przyjaciele i zawieźli na pyszne śniadanie do parafii Świętej Rodziny znajdującej się w dortmundzkiej dzielnicy Marten. Tu również znajdował się nasz hotel. Po zakwaterowaniu w pokojach mieliśmy trochę czasu na ochłonięcie. Czym więc zajęły się zmęczone i spragnione dzieci? Rzecz jasna i oczywista graniem w ulubioną grę Grzegorza Smoły - Mafię. Dostarczyła nam ona dużo śmiechu i pozytywnej energii. 


Udaliśmy się z powrotem do domu parafialnego w celach integracyjnych. Graliśmy w wiele ciekawych gier, które pozwoliły nam się lepiej poznać. Udaliśmy się również na spacer z psami naszego księdza po ładnych uliczkach spokojnej dzielnicy. Po zjedzeniu pysznej, obfitej kolacji przeszliśmy się z panem Taczyńskim na wieczorny spacer, co okazało się naszą późniejszą codzienną tradycją. Myśleliśmy , że znajdujemy się w centrum miasta, ale po przejściu kilkuset metrów okazało się, że bardzo blisko nas znajduje się stadnina koni i pole rzepaku. 

Drugiego dnia w planach było zwiedzanie centrum Dortmundu śladami Żydów. Minęliśmy plac, na którym stała Stara Synagoga  - w dniu dzisiejszym znajduje się tam Opera. Wszędzie wokół stały nosorożce ze skrzydłami – okazało się, że są symbolem miasta. Dostaliśmy trochę czasu wolnego na „zwiedzenie” sklepów oraz tutejszych kawiarni. Wielokrotnie przemieszczaliśmy się U-bahn’em oraz S-bahn’em . Były bardzo wygodnymi i szybkimi środkami lokomocji – będzie mi ich brakowało.


Udaliśmy się jednym z nich do centrum nauki DASA, gdzie zjedliśmy również tradycyjny, niemiecki obiad – kiełbasę z frytkami. Mieliśmy tam do rozwiązania trudną, detektywistyczną zagadkę na wystawie specjalnej. Było to bardzo ciekawe, zwłaszcza dla mnie –zupełnie nie wiem czemu, ale według niektórych mam w sobie coś ze szpiega …  Zadanie polegało na odkryciu kto zabił szefa biura. Gdy udało nam się to zrobić, albo i nie udało – to już zależy od punktu widzenia, obejrzeliśmy jeszcze kilka „komnat z tajemnicami” świata nauki i techniki. Wieczorem udaliśmy się na kolejny spacer.


Pobyt w Dortmundzie zakończyliśmy popołudniowym spacerem po mieście, podczas którego obejrzeliśmy zabytki i mieliśmy okazję poćwiczyć naszą znajomość języka niemieckiego. Jak się okazało nie była ona zbyt zachwycająca. Gdyby sprzedawca lodów nie okazał się Polakiem, pewnie musielibyśmy się obejść smakiem pysznych lodów … Dlatego wielu z nas wybrało dodatkowo samoobsługowy sklep, gdzie na trzech piętrach znajdowało się wiele ciekawych przedmiotów - od parasoli po ubrania. Wszystkie po okazyjnych cenach. 


tekst: Magdalena Łukowiak



Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z państwa wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na adres email: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie usunięte.

Komentarze

Popularne posty