Zabrze i Bytom (wycieczka 55)
Ferie zimowe właśnie dobiegają końca. Pewnie większość
ludzi w momencie, gdy zadzwonił mój budzik, przewracała się na drugi bok z
błogą świadomością, że mogą spać do południa, ale i z poczuciem zmartwienia, że
to jedna z ostatnich takich nocy. O 4:30 otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku.
„Chwila, po co ja wstaję o świcie?” – pomyślałam. Po czym odpowiedziałam sobie
na to pytanie i uśmiechnięta ogarnęłam się i wybiegłam z domu prosto na Dworzec
Główny. Krótką chwilę po mnie przyszły pozostałe osoby oraz pan Taczyński. Nie
było nas zbyt wielu, można powiedzieć, że sama elita!
Podróż pociągiem, choć nieco sennie (każda z
uczestniczek spała około dwóch godzin), minęła bardzo miło. Przez jakiś czas graliśmy
w „Awans” – niby nic, a potrafi przynieść tak wiele emocji. Ponadto rozmawialiśmy,
piliśmy herbatkę i uczyliśmy się mapy świata.
Wysiedliśmy na dworcu w Zabrzu. Swoje pierwsze kroki w
tym mieście skierowaliśmy do Kopalni „Guido”. Dowiedzieliśmy się tam jednak, że
odpowiadająca nam oferta dostępna będzie dopiero o 14:30. Nastąpiła więc
superszybka zmiana planów i udaliśmy się na tramwaj. Po kilku minutach
przesiedliśmy się. Kolejny tramwaj wydawał się być stary i zniszczony, a poziom
przyczepności do podłogi naszych butów jakby się zmniejszył … Grawitacja jednaknie
zwyciężyła jednak, bo choć mocno drżeliśmy, nikt nie sięgnął bruku (a
właściwiej to tramwajowej podłogi, ale nie wiem, jak to się nazywa). Nigdy nie
jechałam jeszcze tramwajem pomiędzy miastami. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Podróż trwała ok. 40 minut i kiedy pan Taczyński zarządził wysiadkę okazało
się, że wylądowaliśmy w Bytomiu. Po
drodze mijaliśmy zespół zabytkowej Elektrociepłowni „Szombierki” i górnicze
osiedla m.in. w Biskupicach, Bobrku czy Szombierkach.
Kolejnym etapem naszej bytomskiej ekskursji było ponowne spotkanie kuzyna pana Taczyńskiego wraz z bratankami wujecznymi. Dzieciom znów przypadły do gustu moje rogi, aczkolwiek zaczęły nazywać mnie jeleniem. Chyba powinny udać się na wystawę przyrodniczą – zauważyłyby że jeleń ma zupełnie inną sierść niż łoś. Chociaż nie… łosia tam przecież nie było. Same problemy z tymi łosiami! Wspólnie przejechaliśmy się 64 letnim tramwajem linii 38 – zabytkową, najkrótszą w Polsce, stałą linią tramwajową, która kursuje po ulicy Piekarskiej i ma tylko 4 przystanki!
Powróciliśmy na przystanek na placu Władysława
Sikorskiego, gdzie oczekiwaliśmy na tramwaj powrotny do Zabrza. Tym razem
usiedliśmy prawie wszyscy, aby się nie przewrócić. Dotarliśmy do celu w miarę
szybko. Musieliśmy się niestety pożegnać z rodziną pana Taczyńskiego, a więc
ilość uczestników wycieczki znów zredukowała się do 4.
Dotarliśmy ponownie do drzwi kopalni „Guido”. Nakazano nam założyć kaski, które później niejednemu człowiekowi uratowały głowę (np. mi, kiedy nie zauważyłam że trzeba się schylić). Zjechaliśmy na poziom 320 specjalnym szybem, co należało chyba do najbardziej emocjonujących elementów wycieczki. Ponadto było to przejechanie 150% trasy kolejką podwieszaną w podziemiu. Po wyjechaniu ponownie na powierzchnię za darmo można było sobie wyczyścić buty, osobiście polecam!
Teraz przyszedł czas na coś do jedzenia. Długo
szukaliśmy jakiejś czynnej pizzerii. Powstał plan podróży do Gliwic, ale nie
wypalił, ponieważ uciekł nam pociąg. Musieliśmy więc powrócić do poszukiwań w
Zabrzu. Ostatecznie ogarnęliśmy całkiem miły lokal, gdzie spędziliśmy kolejne dwie
godziny. Kiedy wyszliśmy, najedzeni i zadowoleni, kawałek dalej ukazał się
naszym oczom spory lokal o napisie na szybie „Tania pizza”. Zostało to
skwitowane przez pionierkę Magdę Nuckowską słowami „ale z nas łosie!”. Ostatecznie uznaliśmy jednak, że pomimo iż
jesteśmy ślepi, znaleźliśmy przecież coś lepszego i bardziej nastrojowego.
Na dworcu zabawiliśmy nawet nieco dłużej, niż nam się
wydawało, ale ostatecznie doczekaliśmy się naszego Regioekspresu "Bolko". Burżuazyjnie
wtargnęliśmy do wagonu 1 klasy i zajęliśmy miejsca. Co ciekawe, spotkaliśmy
znajomego nauczyciela języka angielskiego z Gimnazjum 29 (podobno już nie
pierwszy raz). Pograliśmy jeszcze w „Awans” – zostałam potrójnie Marszałkiem,
wymyśliliśmy także nowe stopnie takie jak „nadmarszałek” oraz „podpoborowy”
(owszem – nie ma rzeczy niemożliwych!). Wysiedliśmy w dobrych humorach na
Dworcu Głównym we Wrocławiu i udaliśmy się do domów, aby cieszyć się ostatnim
feryjnym wieczorem.
tekst i zdjęcia:
Magdalena Łukowiak
Magdalena Łukowiak
Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z państwa wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na adres email: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie usunięte.
Komentarze
Prześlij komentarz