Dinopark Krasiejów (wycieczka 51)
Dnia 10 listopada 2012 roku stawiliśmy się, jak co miesiąc na Dworcu
Głównym we Wrocławiu o godzinie 7:15. Pora jak zwykle była bardzo wczesna, ale wszyscy
stawiliśmy się punktualnie. Były pewne problemy z kupnem biletów, ponieważ pani
kasjerka była bardzo marudna, ale ostatecznie udało się. Wsiedliśmy do
pociągu i udaliśmy się w podróż do Opola.
Półtorej godziny później wysiedliśmy.
Usłyszeliśmy zagmatwaną historię rozbudowy opolskiego dworca i powędrowaliśmy
ulicą Krakowską w stronę Starego Miasta. Tuż za dworcem znajdował się sklep i
bar rybny o wdzięcznej nazwie Rybex, wystrojem przypominający minione czasy
PRL-u, ale o tym później. Mijając Rynek i ratusz w stylu florenckim, doszliśmy
do katedry pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. W niej znajdował się sarkofag
ostatniego księcia opolskiego – Jana II Dobrego oraz cudowny obraz Matki
Boskiej Opolskiej, lub jak kto woli Matki Boskiej Piekarskiej, bo jak się
okazało ten sam wizerunek czczony jest przez wiernych w Opolu i Piekarach
Śląskich. Przeszliśmy się także pod
słynny Amfiteatr, w którym co roku odbywa się Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej.
W końcu zatrzymaliśmy się pod Urzędem Wojewódzkim, gdzie pan Taczyński objaśnił
nam rolę jaką odgrywa mniejszość niemiecka w zarządzaniu regionem.
za: polskalokalna.pl |
Po godzinnej przechadzce udaliśmy
się na Dworzec. Wsiedliśmy do pociągu do Zawadzkiego, który miał zatrzymać się
w Krasiejowie. Podróż minęła bardzo szybko. Po drodze mieliśmy okazję, przekonać
się co do obecności mniejszości niemieckiej. Na niektórych stacjach, postawiono
w ostatnich dniach nowe tablice z podwójnymi nazwami miejscowości. Pierwsza
tablica, którą dostrzegliśmy to podwójna nazwa Suchego Boru, czyli Derschau, później
były jeszcze Chrząstowice czyli Chronstau i Dębska Kuźnia, czyli Dembiohammer.
Dojechaliśmy do Krasiejowa. Przed
nami około trzykilometrowa droga do Juraparku. W międzyczasie dołączył do nas
kot, czarno-białe, puchate, miłe stworzonko. Pół żartem, pół serio, chłopcy
zaproponowali, aby na cześć sklepu w Opolu nazwać go Rybex. Nazwa szybko się
przyjęła. Zwierzę poszło za nami do parku dinozaurów. Był bardzo towarzyski,
ale najwyraźniej zmarzły mu trochę łapy, bo postanowił przez otwarte okienko wskoczyć
do kasy. Na chwilę zniknął nam z oczu ...
Pierwszą z atrakcji Juraparku
było oceanarium. Na ekranach obserwowaliśmy fantastyczne ichtiozaury w 3D.
Ostatni monitor dostarczył nam dużo emocji. Dostrzegliśmy ogromnego gada, który
z wielkim impetem uderzał w szybę wirtualnego akwarium. Dźwięki uderzeń i
pękającego szkła, połączone z drżeniem podłogi i lejąca się wodą być nieco stresujące.
Na szczęście wszystko okazało się tylko filmem.
Oczekując na kolejkę obserwowaliśmy
bójkę Rybexa z innym kotem. Nasz towarzysz niespodziewanie pojawił się i równie
niespodziewanie zniknął. Nie mieliśmy czasu aby sprawdzić jak potoczyły się
losy kociej bitwy, ba zaczęliśmy przenosić się w czasie! „Tunel Czasu”, bo o nim mowa okazał być się ok.
300 metrowym kinem, w którym obejrzeliśmy film o tworzeniu się wszechświata. W
przeciągu kilku minut odbyliśmy podróż przez 13 miliardów lat dziejów
wszechświata!
Wyjechaliśmy z tunelu. Przed nami
roztaczał się widok na dinozaury. Było ich bardzo wiele, od malutkich, po
ogromne. Obejrzeliśmy największego z prezentowanych dinozaurów – amficeliasa. Znaleźliśmy
również „haniozaura”, czyżby został nazwany na cześć naszej koleżanki Hani?
Musimy to sprawdzić. Weszliśmy też do pawilonu paleontologicznego, gdzie zaprezentowane
były szczątki dinozaurów odkrytych w miejscu znalezienia (in situ).
Obejrzeliśmy też tam krótki filmik obrazujący ich życie.
Cały Jurapark został
zlokalizowany w miejscu, gdzie dawniej funkcjonowała kopalnia gliny i
cegielnia. Grunt na którym usytuowano repliki dinozaurów był niezwykle grząski,
dlatego poruszaliśmy się wyłącznie po drewnianych pomostach i brukowanych
chodnikach. Niesprzyjające podłoże okazało się jednak doskonałą pomocą
dydaktyczną. Pan Taczyński objaśnił nam interesujące procesy fluwialne
zachodzące w glinie zwałowej wyścielającej nieckę pokopalnianą. Bardziej po
ludzku chodziło o zaobserwowanie, jak płynąca woda rzeźbi meandry, dolinki i
progi wodospadów.
Cóż to za wycieczka bez zabawy na
placu zabaw? Bez powrotu do dzieciństwa, huśtania się na huśtawce? No właśnie …
żadna! Dlatego postanowiliśmy udać się ku huśtawkom, zjeżdżalniom i drabinkom,
które odnaleźliśmy przy wyjściu z ekspozycji dinozaurów. Znów niespodziewanie
dołączył do nas nasz kot Rybex, który wyłonił się spod nóg Diplodoka. Po
dłuższej zabawie, porobieniu sobie zdjęć, udaliśmy się w drogę na stację.
Niestety musieliśmy się pożegnać z pupilem, wszyscy za nim bardzo tęsknimy!
W Opolu skierowaliśmy się
oczywiście do pizzerii! Jedzenie, jak zawsze, nam smakowało. Niestety, ale
przez nieobecność marszałka wycieczek, Grzegorza, nie udało nam się zjeść wszystkiego.
Wieczorem powróciliśmy do Wrocławia w dobrych humorach i już nie możemy
doczekać się kolejnej wycieczki!
Tekst i zdjęcia:
Magdalena Łukowiak
Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z państwa wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na adres email: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie usunięte
Komentarze
Prześlij komentarz