Sobótka i Ślęża (wycieczka 1)
Przeglądając stare zdjęcia, wiosną 2012, roku zwróciłem uwagę, że moje wyjazdy w Gimnazjum 29 zaczęły się znacznie wcześniej niż dotychczas sądziłem. To niespodziewane odkrycie sprawiło, że wszystkie kalkulacje, odnośnie liczby wyjazdów musiały zostać zmienione. W takim razie zapraszam na krótką relację z prawdziwie pierwszej wycieczki.
Pewną niepisaną tradycją szkoły jest organizowanie przez wychowawców klas pierwszych tak zwanych wycieczek integracyjnych. Pewnego październikowego popołudnia zostałem zagadnięty przez p. Wicedyrektor, czy nie chciałbym pojechać na takowy wyjazd z p. Staśkiewiczem. Niewiele myśląc odpowiedziałem twierdząco, a dopiero później się zapytałem kiedy to ma być. Okazało się, że jutro! Słowo się rzekło, jadę!
Rano pod szkołą czekały już pierwszaki z klasy „f” i pan wychowawca. Dołączyłem do nich i bez zbędnej zwłoki udaliśmy się na dworzec autobusowy. W przypadku wycieczek do Sobótki mocno odczuwa się brak pociągów na tej trasie. Autobus, do którego wsiedliśmy był stary i mocno wysłużony, no i od razu wypełniony po brzegi. Niby jedna klasa, a szczelnie go wypełniliśmy.
W Sobótce cel może być tylko jeden – Ślęża. Po krótkiej opowieści o zabytkach miasta obraliśmy trasę na szczyt. Od razu okazało się, że mamy do czynienia z kilkoma grupami. Wytrzymałościowa, dążyła do jak najszybszego zdobycia góry, relaksacyjna, do której i ja się zaliczałem, stopniowo ale konsekwentnie brnęła do przodu i wreszcie maruderzy, którzy większość energii wkładali w namiętne narzekanie. Okazało się, że wśród młodych jest spora grupa osób, które umieją się posługiwać mapą, dlatego co jakiś czas robiliśmy przerwę i ogłaszany był tzw. komunikat wysokościowy, albo wycieczkowy o ciekawostkach mijanych w okolicy szlaku.
Wreszcie dotarliśmy na szczyt. Po dłuższym pikniku na szczycie, podziwianiu widoków i zabawach zebraliśmy nasze manatki i rozpoczęliśmy marsz w dół. Okazało się, że dwie z uczestniczek mają problem z obtartymi nogami i nadwyrężonymi stawami. Schodziły wyraźnie wolniej, z racji tego, że zamykałem grupę musiałem im towarzyszyć. Marsz w dół zajął nam znacznie więcej czasu niż pozostałym uczniom. Szczęśliwie cała grupa czekała na nas na dole, a do odjazdu autobusu była jeszcze dłuższa chwila.
(JT)
zdjęcia autorstwa Jana Taczyńskiego
Jeżeli nie życzą sobie Państwo, aby Państwa zdjęcie lub zdjęcie z państwa wizerunkiem, było zamieszczone w galerii, proszę przesłać informacje na adres email: jan.taczynski@wp.pl. Po otrzymaniu informacji zdjęcie zostanie usunięte.
Komentarze
Prześlij komentarz